poniedziałek, 17 listopada 2014

II



Podchodziłam do moich rówieśników, jednocześnie jednym okiem zerkając na samochód taty wycofujący z podjazdu. Czułam ukłucie w klatce, gdy myślałam, że nie zobaczę go przez rok. Jedyną formą kontaktu będzie telefon.
Starałam się ze wszystkich sił skupić na analizowaniu wyglądu nowych uczniów. Była ich siódemka. Od razu w oczy rzucił mi się czarnoskóry chłopak stojący na uboczu z mulatką.
Dziewczyna miała naprawdę piękne włosy, które spływały delikatnymi orzechowymi falami na ramiona. Nie była ubrana zbyt strojnie. Zwykły biały T-shirt z narzuconą czerwoną kurtą z ekologicznej skóry, a do tego niebieskie dżinsy i schodzone trampki.
Ciemnoskóry miał szeroką bluzę, szerokie opadające na biodra spodnie oraz te takie wielkie trampki w których chłopcy wyglądają jak idioci – o dziwo ten wyglądał bardzo dobrze. Kiedy spoglądało się w jego twarz mogło się go skojarzyć z chochlikiem, który chwilę temu wyszedł z basenu czekolady.
Od razu rzucał się też w oczy chłopak stojący na uboczu z głową opuszczoną tak, aby włosy zasłaniały mu twarz. Ubrał się typowo jak na motor nawet w ręce trzymał kask. Rozejrzałam się, ale motocykla nigdzie nie wypatrzyłam. Hm… ciekawe.
Jeszcze raz obrzuciłam spojrzeniem całe zgromadzenie, po czym żwawo ruszyłam w kierunku ciemnoskórego i mulatki. To oni z tej gromadki wyglądali w miarę znośnie.
– Cześć – odezwałam się będąc wystarczająco blisko, aby mnie usłyszeli.
Oboje obrócili gwałtownie głowy w moją stronę. Chłopak po chwili uśmiechnął się promiennie.
– No, cześć – rzucił. – Przynajmniej ty wyglądasz jak przestępca, bo nie mam pojęcia, dlaczego panna Landrynka się tu znalazła – przy tych słowach wskazał na blondynkę, która teraz bliska płaczu błagała rodziców, aby ją stąd zabrali.
Zaczęłam się zastanawiać czy mam się obrazić z powodu jego słów. W końcu zdecydowałam, że uznam to za żart. Skierowałam wzrok na mulatkę, która uśmiechnęła się uprzejmie i wyciągnęła w moją stronę rękę:
– Jestem Sophie – przedstawiła się. – A to Bronx – wskazała na kolegę.
– Octavia – wymieniłyśmy formalny uścisk. Spojrzałam podejrzliwie na ciemnoskórego. – To raczej nie jest twoje prawdziwe imię – mruknęłam sceptycznie marszcząc brwi.
– Nie – odparł. – Ale moje imię jest tak głupie, że nawet Bronx jest lepsze. Właściwie nawet mi się podoba, dodaje aury niebezpieczeństwa. Ludzie słyszą tą ksywę i zastanawiają się „Cóż on takiego zrobił, że na nią zasłużył?”.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Rzadko się uśmiechałam od śmierci mamy, ale stwierdziłam, że dla Bronxa mogę zrobić wyjątek. Był naprawdę przyjemną osobowością. Gdy się koło niego stawało dało się niemalże wyczuć wibracje w powietrzu. Mało jest ludzi, którzy samą swoją bytnością potrafią rozweselić towarzystwo… Cóż, chyba teraz spotkałam taki wyjątek.
– W takim razie…– zaczęła Sophie jednak nie zdołała dokończyć. W drzwiach szkoły nagle pojawił się ktoś.
Nie pytajcie mnie jak, ale pomimo iż stałam tyłem wyczułam czyjąś obecność i instynktownie się obróciłam. Wszyscy zamilkli. Nawet łkająca Landrynka zesztywniała i wielkimi oczami wpatrywała się w wysoką kobietę stojącą w wejściu. Miała bladą, pociągłą twarz o ostrych rysach. Czarne włosy upięła w bardzo ciasny kok na czubku głowy, usta pomalowała krwisto czerwona pomadką. Jej oczy były jak studnie, ale nie w tym złym znaczeniu. Były piwne, nie czarne, nie przypominały czarnych dziur tylko dno studni, na której została resztka wody mogąca ocalić konającą z pragnienia osobą na środku pustyni. Taki kontrast był trochę przerażający. Usta zwinęła w podkówkę, a ręce splotła za plecami. Największą sensację jednak wzbudził jej ubiór. Była to długa do ziemi zgniłozielona suknia zapewne z kilkoma warstwami halek, bo wyglądała dokładnie jak za czasów wiktoriańskich.
Kiedy otworzyła usta jej głos zdawał się dobiegać jakby z oddali:
– Witam, drodzy rekruci. Cieszę się, że w tym roku Akademia Penhalow przyciągnęła ósemkę wspaniałych nastolatków. Mam nadzieję, że nie zawiedzie was nasza skromna szkółka. Wasi rodzice liczą, że po pobycie tutaj czegoś się nauczycie i wyjdziecie na ludzi. Zamierzam dać im czego chcą. – Odchrząknęła i wyciągnął zza placów ręce, w których trzymała drewnianą kasetkę. Po jej bocznych ścianach piął się hipnotyzujący wzór winorośli.
– Zanim jednak powiem jaki jest pierwszy punkt regulaminu proszę, aby wszyscy rodzice pożegnali dzieci i oddali w moje ręce – mówiła spokojnym głosem błądząc palcami po wieku kasetki.
Wokół od razu zaszumiało. Landryna zaczęła obściskiwać i wycałowywać ojca i matkę zostawiając na polikach obojga ślady różowego błyszczyka. Chłopak w czarnych rurkach i bluzce z logiem AC/DC przelotnie przytulił niższą, pulchniejszą kobietę. Inny wyglądający na narkomana uścisnął dłoń wysokiego krzepkiego mężczyzny i odwrócił się do niego plecami. Zaraz po tym czwórka rodziców oddaliła się do swoich aut. W tym tylko para od Landrynki spoglądała jeszcze na córką z żalem i bólem. Długo zwlekali z odjazdem. Popędzał ich wciąż zdegustowany wzrok bladej kobiety, która zapewne była dyrektorką akademii. Co dziwne nawet się nie przedstawiła jakby wszyscy wiedzieli kim jest.
Problem był taki, że chyba miała rację.
Dyrektorka odchrząknęła chcąc zwrócić na siebie całkowitą uwagę, która na chwilę została rozproszona. Gdy ponownie spojrzenia ośmiu par oczu zostały utkwione w niej przemówiła:
– Pierwszą i najbardziej oczywistą zasadą Akademii Penhalow jest oczywiście zakaz posiadania jakichkolwiek urządzeń elektronicznych. Komórki, laptopy iPady i iPody. Każde z tych śmieci, jeśli macie przy sobie, ma być wrzucone tutaj – potrząsnęła kasetką trzymaną w dłoni. – Oddam wam je w następnym roku. Kontaktować się z rodzicami będziecie mogli przez telefon stacjonarny lub listownie – dodała jeszcze otwierając szkatułkę.
Nikt nie wydawał się chętny do zaakceptowania tej reguły, ale także nikt nie zaoponował. Chyba każdy miał świadomość, że protest na niewiele by się zdał. Po kolei szliśmy oddać telefony czy mp3 (jak w moim przypadku). Musiałam wygrzebać z kieszeni komórkę i kochany odtwarzacz muzyki… Och, jak ja będę za nim tęsknić.
Cały zabieg odbył się rzecz jasna w absolutnej ciszy, w której można było usłyszeć tylko skrzypienie butów i stukot urządzeń wkładanych do kasetki.
Gdy już wszyscy złożyli swoją własność w kasetce dyrektorka zamknęła ją i ze sztucznym uśmiechem gestem wskazała drzwi.
– Zapraszam – oznajmiła. – Mam nadzieję, że zadaję się z uczciwymi ludzi i każdy oddał mi sprzęt elektroniczny. Jeśli tak się nie stało ten ktoś będzie miał poważne kłopoty. – Wypowiadając te słowa patrzyła na motocyklistę, który cały czas miał nisko pochyloną głową, aby włosy zasłaniały mu twarz.


Kobieta wprowadziła nad do przestronnego holu urządzonego w starym stylu. I ściana i podłoga zrobiona została z marmuru, jednakże pod naszymi stopami był także czerwony dywan ciągnący się przez całą długość korytarza. Był jednak stosunkowo wąski, tak, że jednocześnie obok siebie mogły iść max dwie osoby. Dyrektorka od razu poinformowała nas, że nie możemy chodzić po posadzce, bo to zabronione. Uwarunkowała zakaz tym, że parkiet może się zarysować. Zapewniła, że czerwone dywany prowadzą do wszystkich sal i pokoi.
– Jak zapewne wiecie – kontynuowała wypowiedź. – Owa budowla należała niegdyś do Gerharda Penhalowa, mojego jakże kochanego praprapradziadka. Od początku przeznaczona była na akademię. Jeśli jeszcze nie wiecie, nazywam się Miranda Penhalow i jest zarządcą tej instytucji. Nie wiem czy można mnie nazwać dyrektorem, róbcie jak wam wygodniej. W akademii mamy tylko troje nauczycieli, ja, pani Rita Freak oraz Markus McBrian. Dokładniejsze zasady obowiązujące w szkole znajdziecie na kartkach położonych w każdym z waszych pokoi. Ponieważ przyjmujemy niewielu uczniów każdy z was otrzyma osobne pomieszczenie z łazienką. – Zatrzymała się przez kolejnymi dwuskrzydłowymi drzwiami. Nacisnęła klamkę i lekko pchnęła. Zamek puścił, a za drzwiami ukazał się nam cudowny widok.
Była to wielka sala, do której światło wpadało przez wysokie na kilka metrów, strzeliste okna. Pośrodku stał długi stół na razie nie zastawiony. Naprzeciwko wejścia w ścianę wbudowano kominek, który rzecz jasna był wygasły. Przecież mieliśmy połowę lata.
– To jest jadalnia – poinformowała pani Penhalow zamykając nam drzwi przed nosem. – Tu będziecie spożywać śniadania i kolację. W między czasie, gdy zgłodniejecie lunch będzie można zjeść w bufecie na pierwszym piętrze.
Poprawiłam plecak z moim dobytkiem i ruszyłam dalej za dyrektorką. Obok mnie szła Sophie z torbą podróżną przerzuconą przez ramię. Za nami wlókł się Bronx taszcząc w ręce ogromną torbę. Pewnie były tam te jego wszystkie gigantyczne bluzy i buty.
– Musicie wiedzieć, że obowiązuje cisza nocna. Od godziny dziesiątej wieczorem do ósmej rano nie możecie wychodzić z pokojów. Zajęcia rozpoczynają się zawsze o dziewiątej. Śniadanie zaczyna się o ósmej trzydzieści. W czasie pół godziny wolnego przed zajęciami możecie robić co wam się podoba, oczywiście nie łamiąc przy tym regulaminu. – Zatrzymała się przy schodach prowadzących na piętro. – Pokaże wam teraz wasze pokoje. – Już miała się odwrócić, gdy nagle o czymś sobie przypomniała. – Aha, macie także bezwzględny zakaz wchodzenia na wyższe piętra budynku. Możecie przemieszczać się po parterze i pierwszej kondygnacji. Nie macie także prawa wchodzić do jakiegokolwiek pokoju oprócz waszego czy klas. Jakieś pytania?
Nikt nie kwapił się do zadawania pytań, więc zadowolona pani Penhalow odwróciła się do nas plecami i zaczęła wdrapywać po schodach podtrzymując obiema rękami długą suknię.
Nawet wolałam się nie zastanawiać nad tym jakie piekło będę musiała tu przechodzić. Zero komórek, zero muzyki i jeszcze cisza nocna. Pewnie nawet nie będzie tu żadnych imprez. Modliłam się wyłączenie, aby jeszcze nie kazali nam ubierać mundurków.

Pokój zaskoczył mnie swoja wielkością. Był naprawdę przestronny i miły. Podłoga wyłożona była mahoniowymi panelami, z tego samego materiału była zrobiona szafa, komoda, rama łóżka i nocny stolik. Rzuciłam plecak z moim dobytkiem na łóżko i przeszłam się po pokoju. Był dwa razy większy od tego co kiedyś miałam w domu. Okno było naprzeciwko drzwi, było tak wielkie, że zajmowało niemal całą wysokość ściany i jedną czwartą szerokości. Teraz przysłaniały jej krwistoczerwone zasłonki.
Odchyliłam je i opierając łokcie o parapet wyjrzałam na zewnątrz. Z mojego okna rozciągał się widok na ogród. Był naprawdę piękny, ale nie super zadbany. Miał w sobie dzikość, którą podziwiałam. Chyba taki nawet był zamiar, aby pozostawić go po części samemu sobie. Widziałam w dole jak jakiś człowiek w poplamionych ziemią i trawą ogrodniczkach wyrywa chwasty. Nie można powiedzieć, że ogród był nie zadbany – z całą pewnością nie.
Odwróciłam się od okna i podeszłam do szafy z zamiarem wypakowania swoich ubrań. Zamarłam, gdy we wnętrzu dostrzegłam wiszące na wieszakach marynarki, koszule, sweterki oraz krawaty, wszystko po dwie sztuki. A jednak, mój najgorszy koszmar ziścił się. Musiałam chodzić w mundurku. Oprócz tego odnalazłam w głębi szafy kilka sukienek. Z ulgą zauważyłam, że nie były tak strojne i wiktoriańskie jak u pani Penhalow. Przypominały raczej skromniejsze wersje sukienek na imprezę. Jedna z nich bardzo wpadła mi w oko. Była to czarna sukienka bez rękawów, której góra była skórzana, a dół z delikatnej koronki wyglądającej jak cień pająka. Nic w niej nie odstawało, miała przylegać do ciała. Zapewne sięgałaby mi do kolan.
Uśmiechnęłam się lekko.
Może wcale nie będzie tu tak źle – przebiegło mi przez myśl. Zaraz jednak się za to skarciłam. To przecież więzienie.
Zabrałam się za szybkie wypakowywanie moich ubrań i kilku ważniejszych drobiazgów. Szybko zapełniłam wieszaki, które jeszcze pozostały puste w szafie. Na dnie postawiłam kilka par butów w tym czarne trampki oraz botki z ćwiekami na słupku i przodach. Dorzuciłam jeszcze zwykłe letnie sandały japonki i z uśmiechem zatrzasnęłam szafę.
Usiadłam na łóżku wciskając torbę pod nie. Sięgnęłam po kartkę z regulaminem leżącą na stoliku nocnym. Wygodnie ułożona z głową na poduszce zaczęłam powoli jeździć wzrokiem po linijkach tekstu. Co jakich czas prychałam albo wypowiadałam jakieś przekleństwa, gdyż niektóre zakazy naprawdę wydawały mi się absurdalne. Na przykład „Zakaz biegania po korytarzu bez bielizny”. Phi, co za idiota to musiałby być, żeby złamać taki zakaz.
Myślałam, że już oszaleje, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
– Wejść! – krzyknęłam uradowana wciskając kartkę pod poduszkę. Do środka wsunęła się najpierw głowa Bronxa, a następnie on cały. Z ust nie znikał mu uśmiech. Za nim weszła Sophie chichocząc cicho pod nosem. Ona w ręce także trzymała kartkę z regulaminem.
– Widziałaś to? – spytała rzucając się mi na łóżko. – Zakaz robienia orłów na podłodze w holu to już lekka przesada – nie mogłam powstrzymać śmiechu. Cała nasza trójka zaczęła się przekrzykiwać czytając co bardziej absurdalne zakazy, aż wreszcie zwijaliśmy się ze śmiechu. 



W sumie niewiele się dzieje w tym rozdziale, ale chciałam zrobić takie wprowadzenie w całą tą akademię. Rozumiem, że mogło wam to średnio przypaść do gustu, bo więcej tu opisów niż akcji czy dialogów, ale przysięgam, że za dwa góra trzy rozdziały akcja powinna się nieco rozwinąć. ;) 
Z nadzieją, że was nie zanudziła, Sophie <3

18 komentarzy:

  1. Bardzo przyjemnie się czytało. Jestem ciekawa jak Oktavia będzie dalej reagować na wszystkie reguły i czy będzie się do nich stosować. No i oczywiście co takiego jest z tą akademią nie tak.
    Pozdrawiam,
    Sparks ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekaj...Czekaj...
    Oktavię będę nazywać Oky, bo muszę mieć jakieś zdrobnienie :3
    A teraz pobawię się w moją nauczycielkę polaka:
    Zrobiłaś kilka błędów, które bla bla bla...Bardzo estetycznie to wszystko wygląda bo coś tam, i w ogóle fajnie się zaczyna. Nie znudziłam się, wszystko musi mieć jakieś wprowadzenie.
    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba :) Treść bardzo ciekawa, w ogóle fajny pomysł na opowiadanie.
    Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta dyrektorka kojarzy mi się z babką od korepetycji z matmy ;_;
    Rozdział świetny. Więcej, więcej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny ten rozdział *.*
    Sophie wydaje się miła, jej kolega o dziwnym imieniu też, ale Landrynka i tak najlepsza :D
    Miałam kiedyś koszatniczkę o imieniu Landrynka :) dlatego będę mówić Sardynka, a nie Landrynka :P
    Podoba mi się zdrobnienie Oky, które wymyśliła Wikkusia;*, uwielbiam zdrobnienia bohaterów, ale rozumiem, że Oktavia to Oktavia, a nie Oky. Moja bohaterka też nie ma zrobienia, ale dlatego, że nic mądrego nie przyszło mi do głowy :P

    Zapraszam do mnie
    sadness-do-not-live-in-the-soul.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział fajny. Świetnie wszystko opisujesz, jestem twoją fanką. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wprowadzenie w życie akademii jak najbardziej przypadło mi do gustu. Gdy opisywałaś ową dyrektorkę mogłam ją sobie wyobrazić i jednocześnie od razu znielubić. :)
    Z ciekawością czekam na ciąg dalszy historii. Coś mi mówi, że Oktavia, Bronx i Sophie to będzie zgrana ekipa, która nieraz narozrabia - już nie mogę się doczekać ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Na początek przepraszam, że nie odwiedzałam cię tak długo ;/
    To prawda, że rozdział nie zawiera ogromu akcji, ale uważam, że takie rozpoczęcie opowiadania jest naprawdę dobre. Dostrzegam poprawę, widać, że tym razem przemyślałaś cały rozdział i nie pisałaś go byle jak. Doczepię się jedynie do tego, aby nie używać słów typu "max" albo "super" w opisach. Oczywiście jeśli będą zawarte w wypowiedzi bohatera, albo w konkretnych przemyśleniach będzie w porządku, jednak jeśli opisujesz jakąś rzecz unikaj tego. Aha, warto też przeczytać tekst jeszcze raz przed opublikowaniem, aby wyłapać literówki, które się tam pojawiły. Ogólnie rozdział mi się podobał jest dobrze napisany i w bardzo ładny sposób przedstawia nową sytuację. Mnie również - tak jak Oktavię zdziwiła obecność w tej szkole tamtej Landryny. Zgadzam się z Bronxem, że zupełnie tam nie pasuje. Zaintrygował mnie motocyklista oraz fakt, że nie wszędzie wolno wejść nowym uczniom. To od razu nasuwa myśl, że bohaterowie predzej czy później złamią tą zasadę. (Nie mam pojęcia czemu skojarzyło mi się to z Tajemnicami domu Anubisa ;_;) Jeśli chodzi o zasady, rzeczywiście wydają się absurdalne. Chętnie poczekam na kolejny rozdział. Życzę weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. A mnie właśnie spodobał się rozdział, ze względu na opisy, no bo przecież trzeba wiedzieć jak ten budynek wygląda. Ogólnie to szkoła przypadła mi do gustu. Bronx i Sophia - wydaję mi się, że zaprzyjaźnią się z Octavią, ale pewności nie mam.
    Życzę jak najwięcej weny i powodzenia przy pisaniu kolejnych rozdziałów :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo przyjemnie się czyta, sam się zdziwiłem jak szybko połknąłem te dwa rozdziały, a trzeci już jutro więc jestem naprawdę ciekawy ciągu dalszego. Bohaterowie mi się podobają zwłaszcza główna jakoś przypada do gustu :) mało akcji ale chyba właśnie płynność opisów i lekki humor sprawiły że czytało mi się tak przyjemnie. Ogólnie dużo weny i powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział ^^ Co prawda nie dzieje się w nim za wiele, ale za to wdrożyłaś powoli w temat, opisałaś całą szkołę, która przypadła mi do gustu. Jednak zasady - podobnie jak Oktavia i reszta uważam za zleksza absurdalne.
    Powodzenia w następnym rozdziele. Weny!
    Pozdrawiam, Elvira Q

    OdpowiedzUsuń
  13. Podoba mi się to opowiadanie od samego początku :D
    Rozdział świetny i czekam na następny ;-) <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Całkiem fajniutkie opowiadanie, ciekawie się zapowiadające.
    Mam nadzieje, że mnie nie zawiedzie...
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  15. A mi się to podobało. Jestem ciekawa czy będzie to opowiadanie fantasy czy o próbie poskromienia Octavi... No cóż za dużo nie mogę powiedzieć o osobach. Kojarzy mi się to z Akademią Drake, pewnie nie czytałaś nie jest bardzo znane. No to czekam na następny rozdział mam nadzieje, że wpadniesz do mnie poczytać alex2708.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Masz bardzo przyjemny styl pisania. Nim się spostrzegłam przeczytałam prolog oraz pierwsze dwa rozdziały. Twoje opowiadanie to bardzo dobry sposób by spędzić (prawie) zimowy wieczór. Historia Octavii od razu skojarzyła mi się z serią C. J. Daughertry - Wybrani. Nie martw się jednak, to niczego nie zmienia, a już na pewno nie mojego zdania! Aczkolwiek spytam z ciekawości - czytałaś może?
    Na pewno będę tu zaglądać częściej w oczekiwaniu na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam, życzę weny oraz zapraszam do siebie! ;-)
    http://wakeupsky.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Gratulacje! Ten blog został mianowany do LBA! Więcej wiadomości na:
    http://hpmiloscjestwartaposwiecen.blogspot.com/p/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetny rozdział :D
    Kiedy następny ? :-*

    OdpowiedzUsuń